Bardzo dużo spotkań ostatnio i rozmów. Jeden rodzaj to rozmowy o mieście i bardzo konkretnych kwestiach, których z perspektywy radnego nie widać, bo trzeba wejść mocno głębiej. O gdyńskiej edukacji, kulturze, ochronie zdrowia, sporcie, gospodarce, planowaniu przestrzennym i o bardzo konkretnych wycinkach życia miasta.
Opowieści krzepiące, ale niektóre niepokojące. Tematy, gdzie jasno widać, czego brakuje i co można zmienić, ale i kwestie składające się w większości ze znaków zapytania. W zasadzie, jedyne co mnie martwi, to ograniczony czas, którym dysponuję starając się rozpoznać interesujące mnie tematy. Dobry to czas ważnej nauki, która pokazuje jasno, że 20 lat bycia radnym nie czyni wszechwiedzącym. W niektórych obszarach wiem dużo, w niektórych niewiele – w każdym warto wiedzieć więcej i zobaczyć z innej perspektywy. Słucham, chłonę, uczę się.
Inne spotkania dotyczą budowy zespołu, który w dniu głosowania stanie do dyspozycji gdynian, gotowy do wzięcia odpowiedzialności za myślenie i decydowanie o sprawach miasta. To też rozmowy z dużą dawką dobrej energii, choć czasem widać w nich pewien strach, niepewność i obawy. Wiem, że nie jest łatwo by w sposób otwarty dać wyraz swojemu rozczarowaniu, niezadowoleniu, niedosytowi czy po prostu – chęci zmiany. I nie jest łatwo uwierzyć czasem, że samemu jest się tą właśnie osobą, która ma potencjał, by to zmieniać. „Jak to, ja?” Tak, właśnie Ty! Ale idziemy do przodu i z każdym dniem rośnie we mnie przekonanie, że budujemy dobry, energetyczny zespół, który gotowy jest oddać Gdyni swoje serca i umysły.
No i trzeci typ spotkań – z ludźmi, którzy chcą pomóc, podpowiedzieć, służyć kontaktami, własnymi talentami i umiejętnościami, którzy wiedzą, gdzie warto zapukać, by otwarto drzwi, którzy podpowiadają kogo zapytać, by uzyskać wiarygodną odpowiedź. To rosnąca armia sojuszników, którzy, nie chcąc lub nie mogąc pokazać twarzy, stają tuż za moimi plecami, mówiąc: „Jestem, pomagam i możesz na mnie liczyć. Ty – i Gdynia.”
Notes wypełnia się kolejnymi wpisami, nerki filtrują kolejne hektolitry kawy, właściciele kawiarni zaczynają uśmiechać się znacząco widząc kolejną rezerwację stolika, zmęczenie narasta, ale towarzyszy mu nieprawdopodobnie dobra energia. Bo są pomysły, jest zrozumienie, jest wspólna wiara w to, że warto zakasać rękawy i zmienić Gdynię. Bez rewolucji, ale cierpliwie, zdecydowanie, odważnie i w dialogu. Sprawić, by działo się systemowo, spójnie, w sposób zrozumiały i z jasnymi priorytetami. By nie robić czegoś tylko dlatego, że tak jest „od zawsze”, by przed podejmowaniem decyzji zapytać o cele, koszty i korzyści dla mieszkańców, by przywrócić im wiarę w to, że to o nich w tym wszystkim chodzi. Za każde z tych spotkań dziękuję, bo one budują moje przekonanie, że ta robota ma sens i jest na nią zapotrzebowanie. A każdą deklarację pomocy przyjmuję z wielką wdzięcznością – a deklaracji jest dużo więcej, niż się spodziewałem.
A TY? CHCESZ POMÓC, CZY WOLISZ SIĘ BIERNIE PRZYGLĄDAĆ? Chcesz razem ze mną zakasać rękawy i dołożyć swoją cegiełkę do wspólnego dzieła? Czekam na Ciebie. Napisz – absolutnie nie musi być na forum. Rozumiem potrzebę dyskrecji i ją gwarantuję. Wiem na czym polega ryzyko – ja je podjąłem, ale nie oczekuję, że każdy zrobi to samo. Ważne, by każdy kto chce i może pomóc, wiedział, że jest potrzebny. TAK, JESTEŚ POTRZEBNA! TAK, JESTEŚ POTRZEBNY! To właśnie dzięki Tobie może nam się udać. Nam i naszemu miastu, bo to o nie jest ta gra. By było przyjaźniej, mądrzej, lepiej, z dobrym pomysłem i z myślą o wszystkich. Dołączysz?
Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski